kiedy człowiek cierpi, ucieka w głąb siebie
mamy w końcu ferie! taaaaaaaaaaaaaaaak! tak długo wyczekiwane, wymarzone ferie! chociaż... szczerze? jak było się młodszym to ten czas wydawał się szczęśliwszy. mam na myśli to, że dwa tygodnie były dla nas wiecznością, śnieg na wolne marzeniem i brak planów nam w ogóle nie przeszkadzał. teraz myślę, że to bardzo mało czasu na odpoczynek. 14 dni... czy mogę tu mówić o braku planów? nie do końca, bo jakieś są, m.in. nocka u Reni, Pati, Karo i Kasi. może jakiś wyjazd z innymi. nie wiem. pragnę, żeby to był całkowity spontan. chcę te ferie zapamiętać. może wybiorę się do kogoś do Polkowic? kto wie :)
aktualnie mamy niedzielę, czas wolny. wiem, że miałam napisać tydzień temu o wycieczce klasowej do Wrocławia, ale nie wiem... wypadło mi to z głowy, całkowicie! ;o mogę teraz coś napisać, w minimalnym skrócie, bo w sumie... zdjęć mam bardzo mało. bardzo... jakoś tak wyszło.
a więc byliśmy na przedstawieniu 'Kliniken/miłość jest zimniejsza od śmierci'. sztuka trwała 3 godziny z jedną dziesięciominutową przerwą. na początku nie dało się tego ogarnąć, była naprawdę... wstrząsająca. grał jeden z moich ulubionych aktorów, Mariusz Kiljan. jest niesamowity! :) nie potrafię opisać emocji, które towarzyszyły przy oglądaniu. mega!
wcześniej byliśmy na uczelni na wykładzie. tak naprawdę myślałam, że będzie to dość nudne i w ogóle, ale czekało mnie miłe zaskoczenie, bo wykładowca prowadził to w niesamowicie ciekawy sposób, aż chciało się słuchać. były śmiechy i chwile zastanowienia i przemyśleń. cudownie!
nie wiem co mogę napisać jeszcze na ten temat. chyba wszystko napisałam... na najbliższą notkę planuję zrobić HOUL zakupowy :>
a tu parę zdjęć...
~ domi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz